Maria Boniecka
Książki Marii Bonieckiej
- Nad Wielkim Zalewem
- Opowiadanie Nad Wodą
Protokół z zebrania kolegium i zespołu redakcyjnego „Ziemi i Morza” w dniach 7 i 8 grudnia 1956: Protokół
Proces wytoczony przeciw Marii Bonieckiej dnia 17 grudnia 1956 roku za artykuł dyskusyjny p.t. „Kto ponosi odpowiedzialność?” w numerze 30 tygodnika „Ziemia i Morze”, był pierwszym procesem dziennikarskim w powojennym Szczecinie. Boniecka proces wygrała. Wyroku, poza krótką informacją, nie komentowała prasa, mimo że był zwycięstwem środowiska dziennikarskiego. Był równocześnie rzadkim przykładem niezawisłości sądu w PRL. Boniecka przeciwnie, uważała że wygrała sprawę „dzięki temu że partia po październikowych wstrząsach nie zdążyła jeszcze dobrze okrzepnąć, że w jej organach terenowych panowała jeszcze pewna dezorientacja”. Udostępniam akt oskarżenia, protokóły z rozpraw, wnioski dowodowe oraz wyrok w sprawie Bonieckiej.
Pierwszym dowodem że uległam prowokacji był fakt przygotowania procesu przeciwko mnie, w jego najdrobniejszych szczegółach, na kilka tygodni przedtem, nim artykuł został wydrukowany, nim go w ogóle napisałam, następnym dowodem – zwekslowanie sprawy na tory polityczne: formalnie oskarżyła mnie o obrazę czci Banach-Bochniak, praktycznie zaatakowało mnie Towarzystwo Ukraińskie imputując „wyrafinowane, charakterystyczne dla pewnych elementów podsycanie nienawiści w stosunku do mniejszości narodowych”. (…)
Proces, by nie dopuścić do ujawnienia przed społeczeństwem zeznań ponad 50 świadków, toczył się z polecenia partii przy drzwiach zamkniętych. (…)
Zastosowano wszystkie chwyty: prasa szczecińska rozpoczęła chrakterystyczną kampanię, łącząc systematycznie proces przeciwko mnie z toczącymi się równocześnie rozprawami przeciwko popularnym w Szczecinie bandytom i złodziejom, pozbawiono mnie jakichkolwiek zarobków, otrzymywałam setki anonimów i telefonów z pogróżkami śmierci, podpalenia, porwania dzieci itp., wznowiono denerwujące nocne rewizje, poddano niekończącym szykanom.
Ostatecznie, na skutek niezbitych dowodów rzeczowych i zeznań świadków, ocalałych ofiar oskarżycielki, albo ich rodzin, a przede wszystkim dzięki temu że partia po październikowych wstrząsach nie zdążyła jeszcze na dobre okrzepnąć, (…) – sprawę w sądzie z partią wygrałam, ale równocześnie swoją sprawe z partią przegrałam ostatecznie. (…)Ucieczka za druty, str. 141-2
Prezentuję wybrane wycinki prasowe które ukazywały się w związku z pierwszym dziennikarskim procesem w Szczecinie. Jak wiemy z dokumentów, na rozkaz partii proces przeciw Marii Bonieckiej, toczył się przy drzwiach zamkniętych. Oskarżycielka Banach Bochniak, była protegowaną (klientką) prokuratora Rafała Kaniewicza. Doniesienia o wyroku uniewinniającym Marię Boniecką ograniczyły się do krótkiej informacji. Koledzy - dziennikarze solidarnie i uparcie milczeli. To kolejne dowody na strach oraz na świadome działanie pomniejszania wagi procesu a nade wszystko dowody uzależnienia prasy polskiej w 1957 roku od PZPR. I jeszcze jedno — o procesie Marii Bonieckiej milczano w Szczecinie od 1957 do 2010 roku a więc przez 53 lata. Pierwsza oficjalna publikacja o procesie i jego randze, została zamieszczona przez Małgorzatę Machałek w książce „Szczecin 1945-1990 moje miasto”.
Po dokonaniu niezbędnej selekcji, udostępniam Szanownemu Czytelnikowi kolejne dokumenty z archiwum Marii Bonieckiej. Dotyczą one drugiego procesu sądowego: Maria Boniecka versus Janusz Orzepowski. Proces toczył się w Polsce Ludowej w latach 1964 – 1966. Maria Boniecka proces wygrała.
W pierwszej połowie lat sześdziesiątych XX wieku, codzienne życie Bonieckiej zmieniło się w koszmar. Pisarka znalazła się w paradoksalnej sytuacji, paradoks polegał na tym, że zwabiona podstępem, stała się ofiarą chuligana który był narzędziem partii – a partia w PRL była wszechwładna, była prawem
. Nie mając żadnego innego wyjścia, do tegoż prawa Boniecka musiała się odwoływać.
Janusz Orzepowski bezprawnie zajął część willi Marii Bonieckiej w końcu 1963 roku. Rozpoczął natychmiast, za zgodą i z pełnym poparciem PZPR, szykany wobec pisarki i jej rodziny. Mogło się tak dziać dlatego, że w ustroju komunistycznym akty prawne oznaczały uprzywilejowaną pozycje władzy a zadaniem prawa była zawsze ochrona tejże władzy. 1)
Trzeba powiedzieć że nie był to jakiś wyodrębniony przypadek bezprawia. W Polsce Ludowej krnąbrnych pisarzy, a do takich należała Boniecka, brutalnie „reedukowano” na różne sposoby. Maria Boniecka, w zależności od panującej odmiany komunizmu – stalinowskiej (patrz proces 1957 r.) czy gomułkowskiej (patrz proces 1964 r.) – poddawana była, odpowiednio zatwierdzonym, formalnym represjom. Władzy zawsze chodziło o złamanie człowieka niepokornego, czasami zastosowywała długoletnie dręczenie. Śledząc dokumenty sprawy, jej celowe umarzanie czy wstrząsające obdukcje lekarskie, łatwo jest taką tendencje zaobserwować. Próba zawładnięcia majątkiem pisarki, to tylko jedna z wielu haniebnych metod represyjnych, stosowanych przez władze Polski Ludowej w stosunku do Bonieckiej.
Rozpaczliwie, choć jak się miało okazać – nieskutecznie - powołując się na konstytucyjnie gwarantowane prawa obywatela, domagała się konsekwentnie - sprawiedliwości. Pisała niezliczone dziesiątki listów, próśb, odwołań, zażaleń do rozmaitych urzędów bądź wysoko postawionych osób w Szczecinie (np. prokuratorzy Zdzisław Rozum, Stanisław Kolarz, koledzy Literaci oddział w Szczecinie) oraz w Warszawie (np. Prokuratura Generalna, Zarząd Główny Związku Literatów Polskich, Ministerstwo Obrony)
W sierpniu 1965 r. po wygnaniu-ucieczce z PRL, ale przed Sentencją Wyroku w sprawie eksmisji dzikiego lokatora Orzepowskiego, podjętą dopiero 28 grudnia 1966 r., (te daty są ważne z uwagi na późniejszą twórczość Bonieckiej) Maria Boniecka napisała szereg listów do najwyższych władz Polski Ludowej. Domagała się w nich nie tylko interwencji w osobistą krzywdę i jej naprawę, ale przede wszystkim jako odpowiedzialny publicysta, stawała w obronie krzywdzonych a bezsilnych mieszkańców Szczecina, domagając się od władz centralnych, „przebadania faktów” które zaświadczały o nadużywaniu władzy, przez szczecińskich włodarzy partyjnych. Listy stanowią odrębną całość, są świadectwem zamykającym etap peerelowskich doświadczeń pisarki. Zamykającym ale nie rehabilitującym.
W liście z 24 września 1965r adresowanym do Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie, Maria Boniecka napisała;
Żądam wnikliwego przebadania podanych przez mnie faktów jako obywatel PRL i publicysta, a o procesie mojej osobistej rehabilitacji proszę uprzejmie powiadomić mnie na wskazany (…) adres.
Opublikowane dokumenty, pozwolą lepiej zrozumieć, szczególnie młodemu pokoleniu, jak dalece zdeprawowany był system sprawiedliwości w Polsce Ludowej. Mam nadzieję że dokumenty te, staną się dla badaczy i poszukiwaczy tematu, źródłem prowokującym podjęcie próby ocen, że zachęcą do wyciągania wniosków o pisarce oraz jej oprawcach.
W czerwcu 2009 wybrałam się do Archiwum Państwowego w Szczecinie. Wyskoczyłam pośpiesznie z samochodu tuż przed bramą urzędu. Nieśmiało weszłam do środka zabytkowego gmachu. Schody, oszklony pokoik strażnika, wysokie, pogrążone w mroku ściany i sufity, od pierwszej chwili wszystko zdawało mi się przykre. Panował półmrok, mimo woli, odczuwałam obecność, jakby zagęszczonej, nie tak dawnej komunistycznej przeszłości… Z przyśpieszonym biciem serca wchodziłam na piętro. Znalazłam się w obszernej sali-czytelni, dobrze rozjaśnionej światłem wpadającym przez ogromne okna, tu czekała, wcześniej przygotowana, zawstydzająco chuda teczka oddziału Związku Literatów w Szczecinie. W miarę przeglądania świadectwa, które miało obciążyć moją Matkę, wzbierało we mnie przekonanie, że musiała nastąpić jakaś okropna pomyłka. Zrezygnowałam z fotokopiowania, w zamian zdecydowałam się, na zrobienie kilku odręcznych notatek i oddałam teczkę dyżurnemu urzędnikowi. Czym prędzej wyszłam na ulicę. Uczucie że znowu mnie oszukano, że stale dzieje się mojej mamie krzywda, długo nie chciało mnie opuścić.
Nie wspominałabym o wizycie w Archiwum w tym miejscu, gdyby nie fakt, że na teczkę Związku Literatów Polskich oddz. w Szczecinie, zatytułowana „sprawy różne dot. Marii Bonieckiej 1964-1965” składają się, niestety, klasyfikowane pisma, co więcej są to materiały które wedle decydenta, miały jeden cel; zdyskredytowanie pisarki. Dwa z czterech pism dotyczą sprawy Orzepowskiego. Maria Boniecka należała do Zw. Literatów Polskich od 1946 r. do 1978 r. Za taki okres czasu, w latach gdy Służba Bezpieczeństwa stosowała najbrutalniejsze metody szpiegowania i skrzętnego gromadzenia ewidencji, dokumentów nagromadziło się znacznie więcej 2) niż zawiera teczka Związku Literatów „sprawy różne dot. Marii Bonieckiej”. Zastanawia mnie, gdzie jest dziś całość archiwum pisarki? Kto klasyfikował które spośród dokumentów należy ujawnić a które zataić? Na czyje polecenie? Parafrazując tytuł artykułu Marii Bonieckiej, za który wytoczono jej proces, pytam - Kto ponosi odpowiedzialność?
A oto, co znajdziemy w teczce p.n. dot. Marii Bonieckiej, w Archiwum Państwowym w Szczecinie:
pismo I – doniesienie Janusza Orzepowskiego do Prokuratury Powiatowej w Szczecinie (dotyczy domu przy ul. Majowej 42)
pismo II – Wyrok Sądu Powiatowego w Szczecinie, skazujący Bogumiła Bonieckiego (11/03/1965 r. dotyczy rodziny Orzepowskich)
pismo III – odręcznie sporządzone przez Prezesa oddziału ZLP Michała Misiornego, adresowane do towarzysza Henryka Hubera, sekretarza propagandy KW PZPR w Szczecinie. Kol. Misiorny, między innymi trudnościami jakie przeżywa pisarka Maria Boniecka, pisze o próbie samobójczej oraz o jej pobycie w szpitalu (przy Władysława Broniewskiego). W piśmie zwraca się do władz Szczecina z prośbą o jakieś uhonorowanie pisarki. (Uważam pismo Michała Misiornego za wstrząsający dokument, który dziś, wbrew pierwotnemu celowi, świadczy na korzyść Bonieckiej. Ocalał dlatego że podczas klasyfikacji, zdecydowano że nadaje się jako źródło poniżenia i zdegradowania pisarki. Wydaje się, że pobudką do napisania listu, był fakt, że Zarząd szczecińskiego ZLP nie mógł dłużej milczeć na temat dokonującej się krzywdy zadawanej pisarce, dlatego, że sprawa nabrała rozgłosu)
pismo IV – list Marii Bonieckiej, kierowany do ZUS, w sprawie zatrzymania świadczeń rentowych, oraz odpowiedź od ZUS. (była to jedna ze starych, skutecznych zasad karania „wrogów ludu”, jedna z represji wobec niepokornych; wstrzymanie świadczeń, przy kompletnym pozbawieniu możliwości zarobkowania)
Nic więcej w teczce nie ma. Uderzające jest to, że cztery pisma sprawy dotyczącej Marii Bonieckiej, od 1964 r. są troskliwie przez archiwistów szczecińskich przechowywane. Urząd nieprzerwanie udostępnia całość petentowi, szukającemu Marii Bonieckiej.
Na naszą historię, składa się nie tylko to, co się wydarzyło, ale także to co się nie wydarzyło. Nie została jeszcze naprawiona krzywda, zadana pisarce, pionierce Ziemi Szczecińskiej. A krzywda wymaga szczególnej naprawy.
Nie wiemy co zdecydowało o tym, że ten właśnie list ocalał w teczce pisarki, pomimo że archiwum Marii Bonieckiej zostało „wyczyszczone” w styczniu 1990 r. z materiałów obciążających PZPR.
List Misiornego, nie nosi daty. Na podstawie przywołanych wydarzeń, możemy ustalić, że powstał w 1965 r. między miesiącem majem a lipcem, a więc w końcowej fazie, tuż przed jej wyjazdem na zawsze ze Szczecina. Misiorny znał - nawet drobne - szczegóły z osobistego życia Bonieckiej, nie powinno więc być żadnej wątpliwości że wiedział o trwającej od lat, dyskryminacji koleżanki, w której sprawie list pisał. Wiedział co złożyło się i co decydowało o „pożałowania godnym” położeniu. Jednak po mistrzowsku przemilczał i źródła i formę dyskryminacji Bonieckiej. W zamian posłużył się typowymi - dla obowiązujących w czasach peerelowskich - zabiegami; zaciemnieniem, przemilczeniem, manipulacją faktami. List jest nieuczciwy. Kol. Misiorny nie współczuje, nie bierze w obronę, „nie popiera postawy kol. Bonieckiej” „nie solidaryzuję się” z bezpartyjną koleżanką. Co zatem było motywem dla kol. Misiornego, do napisania listu do tow. Hubera? Motywem był nacisk idący z Warszawy, presja wywołana rozgłosem „sprawy Bonieckiej”. (patrz list M. Bonieckiej do Zarządu Głównego ZLP) Centrala domagała się od literatów szczecińskich zapanowania nad sytuacją na szczeblu lokalnym. Chodziło o szybkie złagodzenie „już dziś stanu krytycznego”. Misiorny uznał że ukazanie się „w jednej z gazet szczecińskich artykułu o jej twórczości„złagodzi zaognioną sytuację”. Do zrealizowania swojego pomysłu, Misiorny potrzebował zgody KW PZPR.
Nie wiemy czy towarzysz Henryk Huber poparł pomysł towarzysza Michała Misiornego i czy taką zgodę wyraził. Wiemy że ani artykuł ani „skromna uroczystość jubileuszowa”, czyli to co miało spełnić podwójną role; uczczenie pisarki i symbolicznego choćby zrekompensowania krzywdy nigdy się nie odbyło.
Najdonioślejszą może pozycją w skarbcu swobód demokratycznych jest wolność słowa. (…) dopóki człowiek nie obawia się mówić tego co myśli, dopóki może poddać otwartej krytyce wszystko to z czym się nie zgadza (…) dopóty narzucone przez władze ograniczenia swobody działania mogą nie wypaczyć jego charakteru, nie łamią one wówczas (…) kręgosłupa moralnego (…). Brak wolności słowa natomiast godzi w to wszystko co w naszym sformułowaniu miało stanowić cel ustroju demokratycznego. Przymus milczenia, albo co gorsza, przymus mówienia rzeczy niezgodnych z przekonaniami rujnuje poczucie godności własnej. Stanisław Ossowski Ku nowym formom życia społecznego 1956
Cenzura w PRL to był system którego nici, jak wszystkie nici władzy, prowadziły do jednego motka - do KC partii.
Strona z odręcznym komentarzem autorki o interwencji cenzorskiej, pochodzi z egzemplarza książki „Księga Miłości i Cierpiena” Czytelnik 1958 r.3) dedykowanej Marii i Jerzemu Lambertom: strona.